Prozą. Tylko prozą (Z tego można zrobić kilka opowieści, Prochaśko)
16.11.2008
Silne pragnienie zapalenia z tatą podczas
nocnej jazdy autem pozostało jednym z
niewielu moich niespełnionych marzeń.
Z tego można zrobić kilka opowieści. Można. Ale wcale nie trzeba. Nawet bardzo nie trzeba. Najnowsza powieść autora Niezwykłych jest poruszającym doświadczeniem życia Prochaśki, świadectwem odbioru rzeczywistości, pisania siebie i świata. Jest powieścią płynącą nierównomiernie jak czas. Przyspieszającą w chwilach gdy omowcy pobili kolegę, prędko przebiegającą po zakazanych torach i wolno sunącą nad łóżkiem chorego ojca, dozującą słowa latem w Delatynie.
[…] okazuje się, że trudność tkwi tylko w szczegółach. Wszystko, co najważniejsze, jest nadzwyczaj proste. Widząc skomplikowane szczegóły, które mogłyby mi dać rozkosz, nie mam tylko jednego. Brakuje czegoś najważniejszego. Jeśli nie ma się z kim ich oglądać, koniecznie trzeba o nich chociaż komuś opowiedzieć. Tymi słowami Taras Prochaśko zamyka swoją powieść. Tłumaczy, skąd u niego palące pragnienie pisania. To niezwykle wymowne podsumowanie może posłużyć za motto książki.
Autor opisuje rzeczywistość z perspektywy dorosłego człowieka, który bada fenomen inspirujących poruszeń pamięci. Wraca do rodzinnego domu, do Iwano-Frankiwska, do przyjaciół i minionych dni. Niezwykle prowadzona narracja, płynąca swobodnie od skojarzenia do skojarzenia, przypomina styl gawędowy. W rezultacie otrzymujemy sznur wspomnień powiązanych ze sobą osobami, wydarzeniami.
Trochę nostalgiczna to podróż, zapisana próba ocalenia przed zapomnieniem. Jednak pomimo przejmujących historii, bardzo osobistych, intymnych nawet, proza ta broni się przed tanim sentymentalizmem diariuszów pisanych po latach, z rozpaczy przemijaniem. Prochaśko niezwykle lekkim i ciepłym piórem opisuje każdy aspekt rzeczywistości, wnikliwie badając szczegóły, nie odwracając wzroku od spraw niewygodnych. Nie stawia diagnoz, nie ocenia. Jurko chciał sfotografować kilka starych budynków[…]. Zarzucono mu dywersję ideologiczną – chęć wysłania do zachodnich gazet zdjęć ruin, które miałby ilustrować relacje o warunkach mieszkaniowych obywateli. […] Punio wysadził się w wojsku. […] Leczyli go w pułkowym lazarecie. […] Wielokrotnie wojskowi lekarze budzili Punia w nocy, wieszali na sznurze, odliczali kilka sekund i reanimowali. Wdzierają się w narrację autora ciężkie lata osiemdziesiąte, sowieckie powietrze, milicyjny terror i bieda. Wszystko w tęsknocie za Zachodem, za wolnością z amerykańskimi Marlboro z Tomem Waitsem w tle. Soczystym, dosadnym, ale nie brutalnym językiem Prochaśko opowiada o fenomenie życia w surowej rzeczywistości. Opisuje tak, że chciałoby się pożyczyć zegarek i skórzane buty do zdjęcia, pić różowe wino z drugiej fermentacji i kawę za dolara znalezionego na ulicy.
Jest w tej prozie niezwykła prostota opisu i zwyczajność relacji. Pogodzenie się ze światem i zachwyt drobiazgiem. Z botaniczną wnikliwością autor płynie w czasie minionym, pokazując, że nic poza doświadczeniem, uczuciem, obserwacją, nic poza przeżyciem wszystkiego od początku do końca, się nie liczy. Najważniejsze to, co zdołasz opowiedzieć.
By żyć, odbierając świat jak literaturę, […] tworzyć własną, codzienną, dobrą prozę – spostrzegając, zapamiętując, rozkładając akcenty, kolekcjonując epizody, konstruując dialogi, robiąc odstępy, oszczędzając słowa i układając zdania, zmieniając fabułę i wybierając postaci. I właśnie za taką prozą (życia) tęsknię.
Taras Prochaśko
Z tego można zrobić kilka opowieści
Przekł. Renata Rusnak
2007
Czarne
« powrót