Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów w naszej "Polityce Cookies".

x
środa, 17 sierpnia 2022 r.
  • varia
  • komiks
  • sztuka
  • Film
  • Książka
  • teatr
  • muzyka
  • newsletter
  • kontakt
  • partnerzy
  • ludzie
  • projekty
  • konkursy
  • o nas
 
Strona główna » Magazyn Splot » 03: Dokument » Nie tak dawno temu i całkiem, całkiem blisko... (Baśnie: Na wygnaniu, Willingham, Medina)

Nie tak dawno temu i całkiem, całkiem blisko... (Baśnie: Na wygnaniu, Willingham, Medina)

16.11.2008

Baśnie zaczynają się niczym tradycyjna klechda, od nieśmiertelnego Dawno, dawno temu... Akcja komiksu Willinghama rozgrywa się jednak nie za siedmioma górami, lecz w fikcyjnej krainie zwanej Nowym Jorkiem.

Baśnie zaczynają się niczym tradycyjna klechda, od nieśmiertelnego Dawno, dawno temu... Akcja komiksu Willinghama rozgrywa się jednak nie za siedmioma górami, lecz w fikcyjnej krainie zwanej Nowym Jorkiem.




To właśnie w amerykańskiej metropolii scenarzysta kazał zamieszkać bohaterom najsłynniejszych dziecięcych baśni, którzy - wygnani przed stuleciami ze swych ojczystych krain - tworzą dziś w realnym świecie konspiracyjną społeczność.


Na wygnaniu jest pierwszym tomem z serii, na którą postawił Egmont po zakończeniu cyklu o Sandmanie. Nie uniknie ona zresztą porównań do wielkiego dzieła Neila Gaimana, bo skojarzenia między tymi dwoma tytułami narzucają się same. Willingham, podobnie jak wcześniej Gaiman, podjął się próby stworzenia komiksu nawiązującego do ludowych podań, mitów i baśni, lecz osadzonego w realiach doskonale nam znanego świata. W przeciwieństwie do autora cyklu o Władcy Snów, nie udało mu się jednak twórczo odczytać na nowo baśniowych toposów.


Ale zacznijmy od nakreślenia fabuły pierwszego tomu Baśni. Oto w dziwnych okolicznościach znika siostra Królewny Śnieżki, nieformalnej przywódczyni baśniowej diaspory, a rozwiązanie zagadki spada na barki Złego Wilka, który - na co dzień w ludzkiej postaci zmęczonego życiem smutnego twardziela - para się fachem detektywa. Na dalszych stronach intryga się gmatwa, a na arenę wydarzeń wkraczają kolejni bohaterowie wyobraźni milionów - Piękna i Bestia, Jack z legendy o czarodziejskim ziarnku fasoli, Sinobrody i inni.


Nawiązanie do - co tu kryć - klasyki literatury dziecięcej służy całej historii jedynie za makijaż, nieprzesłaniający zresztą pewnych jej mankamentów. Willingham nie sięga pod powierzchnię baśni, nie dostrzega w niej żadnych treści, które w tak zręczny sposób wyłuskiwał zawsze Gaiman. Ze starych podań zapożycza jedynie imiona bohaterów, którzy sami w sobie mogliby być statystycznymi zjadaczami hamburgerów.


Willingham po prostu nie jest Gaimanem. Nie jest też Chandlerem, bo kryminalną intrygę komiksu chyba każdy zdąży samodzielnie rozwikłać zanim rozegra się obowiązkowa „scena salonowa” i Zły Wilk przedstawi wynik śledztwa. Z równie mizernym skutkiem scenarzysta stara się błysnąć talentem komicznym, usiłując sprzedać żarty, które już dawno przekroczyły termin przydatności do spożycia.


Pierwsza odsłona Baśni bardzo mnie rozczarowała. Nie czytałem komiksu z zapartym tchem, nie zachwyciły mnie - bo i nie mogły - rysunki Lana Mediny. Jedynie reprodukowane w tomie okładki autorstwa Jamesa Jeana i Aleksa Maleeva są ładne. Mam nadzieję, że kolejne tomy cyklu okażą się lepsze i udzielą odpowiedzi na pytanie, co też w Baśniach dostrzegła komisja Nagród Eisnera, że postanowiła przyznać ten laur dziełu Willinghama.





Bill Willingham, Lan Medina
Baśnie: Na wygnaniu
Egmont
08/2007





Share |
« powrót
wydawca reklama polityka prywatności polityka cookies sitemap