Hypomneumata (Lapidarium IV, Kapuścinski)
16.11.2008
Kapuściński w Lapidarium VI cytuje fragment z Szaleństwa i literatury Michaela Foucaulta, stosując go jednocześnie do scharakteryzowania tego gatunku swej twórczości
Hypomneumata, w sensie technicznym, to […] zapiski prywatne służące do urwalania rzeczy ulotnych… Zapisywano w nich cytaty, fragmenty dzieł, przykłady i opisy zdarzeń, których było się świadkiem lub o których czytano, refleksje i przemyślenia […]. Tworzyły one materialną pamięć rzeczy przeczytanych, usłyszanych lub przemyślanych.
Określenie to wydaje się jednak pełniej opisywać lapidaria w takim kształcie, w jakim jawiły się na początku drogi – kiedy, a i owszem, były formą sylwiczną, wyraźnie jednak kontrolowaną przez piszącego, dokonującego zauważalnej selekcji i porządkowania, usuwając powtórzenia zbędne, pozostawiając te, które nadawały nowe znaczenia. Jeśli bowiem coś w dalszych tomach rozczarowuje, to właśnie zawieszenie tej chwili namysłu, poddanie się temu, co Kapuściński wielokrotnie cierpko komentował – presji otoczenia, nalegającej na wydawanie regularne, niezostawiającej czasu na domyślenie, mówiąc mocniej – także na korektę.
Ostatnie Lapidarium można przeczytać na dwa sposoby - jako kontynuację i rozwinięcie myśli wcześniej już sformułowanych. Taka interpretacja jednak rozczarowuje, trudno się bowiem oprzeć wrażeniu, że jest jałowa – wrażenie, że mamy do czynienia z tekstem surowym, nie do końca opracowanym, jest tu dość jednoznaczne. Rażą wtedy zdania, które w prawie niezmienionej formie powracają co kilkadziesiąt stron; drażni krążenie wokół kilku, wciąż tych samych tematów (globalizacja, bieda, wielokulturowość, gwałtowne przyspieszenie cywilizacyjne – żeby wymienić kilka dla przykładu). Krążenie, które nie jest próbą zobaczenia sprawy z różnych punktów widzenia, bardziej stanowi świadectwo zaprzątnięcia myśli problemem, dla którego jeszcze nie znalazła rozwiązania – być może w ogóle niemożliwego do sformułowania. Drugie odczytanie wydaje się tu bardziej konstruktywne – także dlatego, że z konstrukcyjnych niedostatków pozwala uczynić pewną zaletę. Można bowiem czytać Lapidarium VI na poziomie bardziej osobistym – i to w podwójnym sensie. Pierwotnie wydawało mi się, że chodzi głównie o dziennik lektur – Kapuściński był mi bliższy tam, gdzie opisywał swoje doświadczenia z autorami również mi bliskimi – takimi jak Celan, Cioran, Noica (zapośredniczony przez Liiceanu) czy Pessoa. Można to jednak rozumieć szerzej – Lapidarium najciekawsze okazuje się tam, gdzie, rezygnując z poszukiwania głosu autorytetu, spróbujemy odnaleźć ton bardziej intymny, własny. Powtórzenia nie będą drażnić, gdy zaakceptujemy chropowatość, stan niewykończenia – świadectwo ciągłego zmagania, zapis procesu myślenia, nie zaś gotowe rozwiązanie. Prywatyzacja pytań – prywatyzacja odpowiedzi. W rzeczywistości, która coraz bardziej zaciera głos jednostki – brzmi on wyraźnie.
I to chyba jest w ostatnim tomie Lapidarium najważniejsze.
Ryszard Kapuściński
Lapidarium VI
2007
Czytelnik
« powrót