Traktat o samotności na życzenie
21.11.2008
Temat samotności i zagubienia współczesnego człowieka jest jednym z najczęściej eksploatowanych przez dzisiejszą sztukę. Dla każdego twórcy podejmującego taki wątek to wyzwanie, by uczynić to w sposób niebanalny.
Piortek (Hubert Bronicki) całymi dniami przesiaduje w domu. Urozmaiceniem jego monotonnej egzystencji są wizyty przyjaciela Jaśka - pseudonim „Mucha” (Adam Szarek). Podstawowym celem ich spotkań jest topienie w kolejnych butelkach wódki swoich życiowych porażek. Tych im nie brakuje – każdy z nich ma na koncie zaprzepaszczoną szansę na udany związek. Żaden nie podejmuje jednak jakichkolwiek działań by zmienić ten stan rzeczy. Obaj są po trzydziestce, obaj zamknęli się w świecie własnych wyobrażeń. Myślenie na temat tego co by było gdyby wypełnia im – obok picia wódki i skarg na beznadziejność życia – całe dnie i noce. Nie ma między nimi porozumienia, nie ma chęci pomocy sobie i innym. Zapętlenie, zamknięcie się na drugiego człowieka stanowi wspólny rys osobowości wszystkich bohaterów przedstawienia.
Skromna, lecz funkcjonalna scenografia podkreśla bierne trwanie bohaterów spektaklu. Stół i dwa krzesła znajdujące się z prawej strony sceny tworzą przestrzeń, będącą mieszkaniem Piotrka. Szafa w tle to lokum Jaśka, a ustawiona z lewej strony sceny ławeczka pełni na przemian funkcje pokoju w mieszkaniu Piotra, parku lub mieszkania Jany (Katarzyna Chlebny) - byłej dziewczyny głównego bohatera opowieści. Do końca spektaklu nic się nie zmieni. Umysły bohaterów pozostaną zanurzone w bezsensownej przestrzeni codziennej, pozbawionej sensu wegetacji. Uczyć można się tylko od drugiego człowieka, poprzez kontakt z nim, dlatego oglądane na scenie postaci do końca swych dni pozostaną nieuświadomione.
Patologia komunikacyjna przybiera szczególne rozmiary w kontaktach Piotrka i jego rodziców. Dobre rady Matki (Iwona Bielska) w niczym nie pomagają synowi, a starcza demencja Ojca (Edward Linde-Lubaszenko) wydaje się być jedynie sposobem na ucieczkę przed światem. Sąsiedzi Piotrka – Alicja (Marzena Ciuła) i Jerzy (Maciej Skuratowicz), stanowią niezwykły duet. Z ich mieszkania regularnie dochodzą odgłosy kłótni i przemocy domowej, na dodatek potrafią się kochać tylko wtedy, gdy ktoś im się przygląda. Żadne z nich nie wpadnie na to, że czasem wystarczy porozmawiać.
Przełom następuje, gdy do Piotrka zaczynają przemawiać przedmioty. Trudno powiedzieć, czy jest to przejaw alkoholowego delirium czy też imaginacja umysłu skrajnie samotnego chłopaka, który nie ma do kogo gęby otworzyć. Jedno jest pewne – to znak, że dzieje się coś niedobrego, że bezsens przytłaczający bohatera osiągnął apogeum. Coś trzeba z tym zrobić. Piotrek decyduje się na przełamanie bierności – dzwoni do swojej wielkiej miłości, Jany i stara się odnowić dawną relację. Wyznając jej miłość podejmuje próbę odzyskania dawnego szczęścia. Jest jedynym bohaterem, który podjął trud walki o zmianę swojego życia. I jedynym, którego życie – właśnie dzięki działaniu - nabrało jakiegokolwiek sensu.
Mucha wybrał zupełnie inną drogę – ucieczka od konfrontacji ze światem doprowadziła go do totalnego upadku. Ani kopulacja z najróżniejszymi domowymi sprzętami (rury, zlew), ani związek z manekinem nie zmieniły jego życia. Tchórzostwo, ucieczka przed drugim człowiekiem, strach przed realnymi problemami odebrały jego życiu resztki sensu. Czy ktoś, prócz plastikowej kobiety, zauważył jego śmierć?
Metoda twórcza oraz wynikający z niej pomysł na spektakl nie są pójściem na łatwiznę. Reżyser nie posiłkował się żadnym z gotowych tekstów dramatycznych, ale zadał sobie trud wydobycia z twórczości Petra Zelenki motywów i wątków, które wydały mu się interesujące i stworzył z nich własną historię. Nie wpadł przy tym w pułapkę fragmentaryczności i niekonsekwencji, o co w takim wypadku nie trudno. Oglądając spektakl ani przez moment nie odnosimy wrażenia, że ta historia jest zlepkiem fragmentów różnych opowieści. Sposób poprowadzenia akcji wydaje się być zaczerpnięty wprost z kina - akcja rozgrywa się na zasadzie montażu równoległego, który polega na przeplataniu ze sobą ujęć raz jednego, raz drugiego wątku. A wątków jest kilka – życie Jany i jej nowego wybranka, spotkania Piotrka i Jaśka, odwiedziny sąsiadów w mieszkaniu Piotrka. Być może takie rozwiązanie jest ukłonem w stronę współczesnego widza, który zdecydowanie częściej ma do czynienia z narracją filmową. Nie zmienia to jednak faktu, że umiejętne wykorzystanie takiego zabiegu może przysłużyć się dziełu teatralnemu.
To nie jedyny element spektaklu zaczerpnięty ze sztuki filmowej. Rodzice Piotrka wkraczali w świat przedstawienia przemawiając do niego z ogromnego ekranu. Wideoscenografia – tak popularna ostatnimi czasy w teatrze, nie rozbiła struktury dramatycznej, ale przeciwnie - pomogła zrozumieć, jak wiele dzieli rodziców i ich pociechę. Ojciec i Matka przemawiają do syna jakby z innego świata, z rzeczywistości, która jest mu zupełnie obca. Rady Matki są puste, nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistości, w której egzystuje jej syn. Mimo, iż Piotrek rozpoczyna z Matką rozmowę, jest to dialog pozorny – żadne z nich nie jest w stanie zrozumieć problemów i rozterek rozmówcy, każde pozostanie w swoim świecie.
Temat samotności, zagubienia współczesnego człowieka, jest jednym z najczęściej eksploatowanych przez dzisiejszą sztukę. Dla każdego twórcy podejmującego taki wątek to wyzwanie, by uczynić to w sposób niebanalny. Pozostaje jeszcze problem formy, która byłaby najbardziej odpowiednia do tego typu treści. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem wydaje się zastosowana przez Piotra Siekluckiego metoda, polegająca na przekazaniu smutnej diagnozy współczesnego społeczeństwa za pomocą formy lekkiej i zabawnej. W przeciwnym wypadku efektem byłaby trudna do zniesienia kondensacja dramatyzmu i patosu.
Funkcję komentarza akcji pełnią piosenki – znane i lubiane, przeplatające strukturę spektaklu. Od Tej ostatniej niedzieli Mieczysława Fogga, po Przejdę skoro wiem Renaty Przemyk. Każda z nich mówi o rozstaniu, trudnych kontaktach damsko-męskich lub kłopotach w porozumieniu się z drugim człowiekiem.
Współczesność zdaje się stawiać człowieka w szczególnie trudnej sytuacji - od zdefiniowania własnej tożsamości zaczynając, a kończąc na skomplikowanych relacjach z ludźmi i ze światem. I z samym sobą, bo dziś nie ma już autorytetów. Można zamknąć się w swoim świecie i nie wychodząc z domu prowadzić życie odludka. Tylko czy ucieczka w samotność jest dobrym rozwiązaniem?
Historie Petra Zelenki wg dramatów i scenariuszy Petra Zelenki,
Teatr Nowy w Krakowie
reżyseria: Piotr Sieklucki,
scenografia: Łukasz Błażejewski
opracowanie muzyczne: Maciej Skuratowicz,
premiera: 23 czerwca 2006 r.
« powrót